Zamknij

Spacerkiem po Ursynowie z Maciejem Mazurem [RELACJA]

08:40, 12.02.2023 . Aktualizacja: 21:07, 15.02.2023
reo

To miało być socjalistyczne, modelowe "miasteczko marzeń". Plany legły w gruzach, przynajmniej te o kilometrowej galerii handlowej czy klubach lokatora z saunami i barkami z koniaczkiem. Był za to pierwszy pub bez... toalety. O tym, jak rodził się Ursynów, w sobotę na spacerku opowiadał Maciej Mazur, dziennikarz i znawca historii naszej dzielnicy.

Brzydka pogoda nie zniechęciła spacerowiczów. Wręcz przeciwnie! Na antresoli stacji metra Ursynów, w miejscu startu wycieczki, zaczęły gromadzić się tłumy, których organizatorzy w najśmielszych snach się nie spodziewali. Bodaj 150 miłośników historii z całej Warszawy przyciągnęły z pewnością barwny styl i wiedza Macieja Mazura oraz zapowiedź anegdot sypanych jak z rękawa. Dziennikarz TVN, autor programu "Ranking Mazura" w TVN24 oraz prowadzący stronę ursynow.org.pl po raz pierwszy wcielił się w rolę przewodnika, zachęcony przez autora popularnego profilu "Po Warszawsku" na Facebooku - Łukasza Ostoję-Kasprzyckiego.

Wycieczka nie mogła zacząć się gdzie indziej! Przy Pasażu Stokłosy (dawniej Imielińskim), gdzie w 1984 roku oddano do użytku pawilon handlowo-usługowy. Był to zalążek niezwykle śmiałego projektu - ciągnącej się (na papierze) kilometrami po obu stronach alei KEN, galerii handlowej ze sklepami, barami, pubami, kinem itd. Projekt robi wrażenie nawet dzisiaj. Skończyło się na jednym pawilonie, do którego zresztą mieszkańcy np. ul. Wiolinowej przez budowę metra mieli trudny dostęp.

Maciej Mazur opowiadał, że znajdowała się tu lecznica, ursynowska "Baltona" (to taki odpowiednik "Pewexu" - sklepu, w którym można było kupować rzeczy z importu za dewizy - było tam wszystko, czego dusza zapragnęła! A czego... nie było w zwykłych sklepach), a w pomieszczeniach, gdzie dziś handluje się wózkami dziecięcymi, na parterze, znajdował się pierwszy bar piwny. Tyle że bez... toalety.

Uciążliwość baru stała się legendarna, bo w końcu po piwie pęcherz pełny. Okoliczni mieszkańcy skarżyli się tygodnikowi "Kobieta i Życie", że klienci baru bynajmniej nie zanoszą wypitego piwa do domu... Naczelnik dzielnicy Henryk Bąk wystosował list do redakcji, w którym bronił idei baru piwnego. Skarżył się, że toaleta publiczna w pobliżu jest, ale zamknięta, bo nikt nie chce jej prowadzić. A poza tym: "placówka - pierwsza na Mokotowie - jest krokiem w kierunku podniesienia kultury picia i zmiany struktury spożywania alkoholu". Ostatecznie bar nie zdołał podnieść kultury, bo go zlikwidowano.

Po drugiej stronie alei KEN znajduje się Dom Sztuki, który w 1985 roku przeżył "trzęsienie ziemi". Triumfy święcił wówczas serial "Niewolnica Isaura", który sprawiał, że pustoszały ulice. Gdy do Polski przyjechali odtwórcy głównych ról tego brazylijskiego tasiemca, postanowiono, że konferencja prasowa odbędzie się w salce właśnie Domu Sztuki.

- Jednak redaktorzy z "Ekspresu Wieczornego" zapowiedzieli dzień wcześniej, że Lucelia Santos i Rubens de Falco, pojawią się w Domu Sztuki. Przyszło kilkaset, a może i kilka tysięcy fanów serialu. Musiano wezwać milicję. Tak się zaczęła działalność Domu Sztuki, który jak pierwszy niósł "krużganek" kultury na Ursynowie - żartował Maciej Mazur.

Dom Sztuki zasłynął też z Teatru Za Dalekiego Zbigniewa Zapasiewicza, do którego rzeczywiście warszawiakom było za daleko oraz z wypożyczalni kaset video, a później płyt DVD, która - uwaga! - istnieje do dziś i ma filmy, których nie znajdziemy na jakichś Netflixach.

Przy Wiolinowej rośnie słynna wierzba pamiętająca czasy przedursynowskie oraz działała fontanna w betonowej niecce. Maciej Mazur pamięta, że woda w niej była chyba tylko raz, później "ktoś zapomniał wyłączyć wodę w zimie, ktoś nie przepchał rurki" i się skończyło. Kilka lat temu nieckę, pełniącą funkcję lokalnego skateparku, zasypano ziemią i stworzono klomb.

Ciekawa historia wiąże się blokami przy Wiolinowej 11 i 13. Chodnik biegnący przy nich to pozostałość rolniczej przeszłości tych terenów.

- Ten szpaler drzew przy chodniku to jeden z niewielu świadków wiejskiej historii Ursynowa. Posadził go gospodarz rolny przy swojej miedzy. Ten mały chodniczek to przed 1974 rokiem jedna z głównych arterii łączących Ursynów z resztą świata - ulica Rolna - mówił Mazur.

Blok przy Wiolinowej 13 - niski i długi - był pierwszym powstałym na terenie budowy Ursynowa Północnego. W październiku 1975 roku próbowano uroczyście zamontować pierwszą wielką płytę, czyli "wmurować kamień węgielny". O nieudanej uroczystości kombinatu budowlanego opowiedział Maciejowi Mazurowi Włodzimierz Witaszewski, współprojektant Ursynowa.

Fundament wylany, więc można kłaść pierwszą płytę. Zaproszono przedstawicielstwa różnych instytucji. Po torach jeździł żuraw budowlany. Adres nie był najszczęśliwszy - coś musiało więc pójść nie tak. Żuraw stanął, bo wyłączyli zasilanie. Padło hasło "Dawać Lecha" - "Lech" to był taki kołowy dźwig. "Lech" podjechał, odwrócił się, dźwignął płytę i wpadł... w wykop! Organizatorzy szybko mieli powiedzieć: Dajmy sobie spokój, idźmy wszyscy na kieliszek "Słonecznego brzegu"

- relacjonował przewodnik.

"Stonehenge w wersji H0"

Coś jednak w tych czasach się udawało. Z pewnością należał do nich... plener rzeźbiarski zorganizowany na osiedlu w 1977 roku. To znów był absurd niczym z serialu "Alternatywy 4". Rzeźby - jak wiadomo! - są artykułem pierwszej potrzeby na niezakończonej budowie...

Plener zleciła spółdzielnia mieszkaniowa artystom z całej Polski. Przyjechali, dostali po bryle piaskowca. - Stwórzcie coś, żeby było ładne i nie było drogo. I żeby nie wystawało za dużo, bo zaraz zniszczą łobuzy. Większość artystów spełniła te żądania. Dzisiaj deweloper, który by tak zrobił, mógłby nazwać osiedle "Ogrodem sztuki" i brać po tysiąc złotych więcej od metra... - komentował Maciej Mazur.

Dzięki plenerowi do dziś mamy na Ursynowie pawia przy Wiolinowej, który prawie nikomu nie kojarzy się z pawiem, "Zakochanych" z ul. Pięciolinii, lwa spod szkoły na Puszczyka czy "Stonehenge w wersji H0" - jak żartował Mazur - czyli żabki ursynowskie też z Wiolinowej.

Jest jeszcze nie-rzeźba, górka "Krokodyl", czyli "górotwór fundamentalny", powstały w wyniku zrzucenia ziemi z wykopu pod fundamenty bloków. Koniecznie trzeba wspomnieć też o rzeźbie na warzywniaku, czyli płaskorzeźbie zdobiącej pawilon przy Wiolinowej 15 - "My ze spalonych wsi", a przedstawiającej żołnierzy Armii Ludowej. Parę lat temu wyremontowaną, aktualnie przyozdobioną twórczością współczesnych "artystów". Która dzielnica ma coś takiego?

Jedną z ikon Ursynowa - zdaniem Maciej Mazura - jest kościół pw. Wniebowstąpienia Pańskiego, którego miało nie być. Wszystko zaczęło się od targowiska. Obok wysokiego bloku przy Wiolinowej 2 było planowane osiedlowe targowisko, będące elementem wspominanej, ciągnącej się peerelowskiej "Galerii Mokotów". Tutaj miało być przejście podziemne pod al. KEN, nie wybudowano go, za to wybudowano pawilony w obniżeniu. To właśnie miała być część pasażu handlowego.

Gdy zaczęły się prace przygotowujące ziemię pod targowisko, zaprotestowali mieszkańcy Wiolinowej 2. Delegacja poszła do stołecznego sekretarza partii - tow. Alojzego Karkoszki.

- Panie sekretarzu, tak być nie może! Alojzy Karkoszka uznał, że rzeczywiście nie tu, a pod koniec lat 70. władza już trochę bardziej słuchała społeczeństwa i budowę targowiska wstrzymano - mówił Maciej Mazur.

Czemu ten kościół jest taki wielki?

W planie socjalistycznego Ursynowa oczywiście nie było miejsca na kościół. Ale proboszczem parafii w Grabowie, pod którą należał Ursynów, był ks. Tadeusz Wojdat, człowiek uparty i nieustępliwy - jak sobie wymyślił, tak miało być. Chodził, chodził i wychodził zgodę władz na kościół.

- Najpierw zaadaptowano pawilony we wgłębieniu na salki katechetyczne. Stanęła tymczasowa kaplica, potem rozpoczęła się budowa kościoła. Dlaczego powstał taki wielki kościół - górny i dolny? Bo nie wiedziano, czy władze zgodzą się na kolejne świątynie na Ursynowie. Teraz jest to jedna z trzech największych parafii w Polsce - mówił Mazur.

Surowa sylwetka wielkiej świątyni zagrała w filmie Kieślowskiego "Dekalog". A złośliwi nazywają ją dziś "Malborkiem" ze względu na jej rozmiary i czerwoną cegłę.

Blok przy Herbsta 4, w którym rzekomo coś straszy, jest największym wielkopłytowcem w naszej dzielnicy. Nie mogło go zabraknąć na trasie spaceru po Ursynowie z Maciejem Mazurem. Dlaczego? Nie dlatego, że właśnie tu przewodnik w młodości "coś palił, ale się nie zaciągał". Ten blok to był wielki eksperyment!

- Wybudowany na potrzeby pensjonatu dla seniorów. Osoby starsze dostawały tu niewielkie mieszkania, w których mieli dożywać swoich dni. Miała być im zapewniona opieka pielęgniarska i stołówka. A druga część bloku była przeznaczona na mieszkania rotacyjne dla młodych małżeństw - mówił Mazur.

Jak prawie wszystko w PRL, z upływem lat koncepcja się zawaliła. Zrezygnowano ze stołówki, potem opieki pielęgniarskiej. W efekcie został dość nietypowy blok. W środku są najszersze korytarze na Ursynowie. Wejścia do klatek (niemożliwe!) bez schodków, a w parterze od początku były lokale usługowe i handlowe.

- Zapewniam, że tu nie straszy - zaświadczał tak Maciej Mazur, jak i mieszkanka, która akurat wychodziła z klatki. - Mieszkała tu natomiast osoba nie do końca zrównoważona i występowała na balkonie, perorując niczym Fidel Castro - zaznaczał przewodnik.

Bar z koniaczkiem i osiedlowa sauna - to nie mogło się udać!

Eksperymenty społeczne na Ursynowie nie były niczym nadzwyczajnym. To właśnie u nas w blokach powstawały... osiedlowe sauny! Chodzi o klubiki lokatorskie wyposażone wg pomysłu projektanta Marka Budzyńskiego, który pracował w Danii, gdzie takie osiedlowe miejsca aktywności były na porządku dziennym.

Sieć takich klubów miała być urządzona, co kilka bloków. Jak większość inicjatyw peerelowskich idea ta upadła. Nie miał kto ich prowadzić, albo saunę rozkradli, albo nie miał kto zapłacić za pedagogów. Nawet pralnie działały krótko. Sprowadzono zachodnie pralki marki Velu i okazywało się, że... nie ma podłączenia prądu. Kres idei klubów to jest połowa lat 80. Ja załapałem się jeszcze na taki klubik przy Nutki 3, ale to była już tylko przechowalnia dzieci

- wspominał Maciej Mazur.

Z udanych inicjatyw - na osiedlu powstał komisariat milicji - zaaranżowano go w parterowych połączonych mieszkaniach przy Pięciolinii 7. Projektanci pomyśleli też o rosnącej liczbie zmotoryzowanych, choć wówczas auto miał co dziesiąty Polak. Po obu stronach ul. Romera możemy zobaczyć zagłębienia parkingowe. W niektórych miejscach łatwo zdublowano liczbę miejsc, budując parkingi wielopoziomowe. 

Do udanych inicjatyw mieszkańcy Ursynowa zaliczali też... całodobową melinę w Czerwoniaku, jedynej przedwojennej kamienicy na Ursynowie, przy Barwnej 8. To dom wybudowany przez Stanisława Zubera, dżokeja na Wyścigach. Stąd inną nazwą domu jest "Dom dżokeja". Dziś mieści się w nim minimuzeum Ursynowa.

Na spacerze historycznym nie mogło zabraknąć odwiedzin przy pierwszej Szkole Podstawowej nr 81 przy ul. Puszczyka, gdzie (a jakże!) również prowadzono eksperyment społeczny. Szkoła miała oddzielną część dla klas 1-3 i oddzielną dla klas starszych. A po lekcjach miała odgrywać rolę centrum kulturalno-rozrywkowego dla całej okolicy. Nie za wiele z tego wyszło, bo zamiast jedenastu szkół wybudowano tylko cztery i pękały one w szwach. A prawdziwy eksperyment prowadzono na uczniach, którzy autobusami dojeżdżali do szkół wiejskich wokół osiedla. Do dziś podstawówka nr 81 znana jest miłośnikom hip-hopu, chodził od niej PeZet - Paweł Z Ursynowa, współtwórca Płomienia'81.

Gierek upomina budowniczych

Przedostatnim przystankiem spaceru z Maciejem Mazurem i serwisem PoWarszawsku było zajrzenie w okna sąsiadów z bloku przy Puszczyka 5, którym jako pierwszym wręczono klucze do mieszkań i wcale nie wręczał ich pierwszy sekretarz PZPR Edward Gierek, który pojawił się tydzień później na osiedlu i perorował budowlańcom, żeby budowali tak, aby po 30 latach mieszkańcy dobrze o nich mówili.

- I tak było. Ci, którzy tu mieszkali po trzydziestu latach dobrze mówili, a ci, którzy byli od początku mówili źle. Bo zamieszkać można było dopiero po solidnym remoncie, po wymianie gnijącej od nowości wykładziny i zaciekających tapet - mówił Maciej Mazur.

Za to, ci którzy wprowadzili się już do wyremontowanego! Mieszkają na Ursynowie do dziś i sobie chwalą. I podobnie jak większość z nas nie zamieniliby tego miejsca na żadne inne.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(6)

45latnaUrsynowie45latnaUrsynowie

5 1

Dostaliśmy klucze na Puszczyka 3 w styczniu 1977. Wykładzina nie gniła i tapety też były w porządku. Ale krajobraz księżycowy. I melina w Czerwoniaku. Ale i tak byliśmy szczęśliwi? 20:31, 12.02.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

RadoRado

2 2

Czerwoniak nie był jedynym budynkiem zbudowanym przed wojną - po drugiej stronie Romera stoi do dzisiaj mniejszy "czerwoniak". Obecnie ze względu na brak porozumienia spadkobierców jest opuszczony, a drzwi i okna w tym budynku są zamurowane.
Pan Maciej w trakcie spaceru mówił pod Kopą Cwila, że nie wie czy wyciąg działał. Otóż na pewno którejś zimy działał bo widziałem to na własne oczy. Potem w sezonie letnim chuligani pokradli i zdewastowali wystające części. Gdy przyszła kolejna zima nikt nie chciał partycypować w kosztach napraw i nigdy więcej wyciąg nie zadziałał. 10:38, 13.02.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

UrsyniakUrsyniak

4 0

20 lat temu, już w tzw. wolnej Polsce, w Domu Sztuki na Ursynowie też był pub bez toalety. Niby była toaleta na parterze, ale szatniarz nie pozwalał z niej korzystać.
A Malborkiem to nazywa się kościół przy Trasie Łazienkowskiej. Pierwszy raz słyszę, aby na nasz kościół ktoś tak mówił. 15:54, 13.02.2023

Odpowiedzi:1
Odpowiedz

OlekOlek

0 0

Dokładnie, uj a się zna pan MM. 13:48, 23.02.2023


Anonimowy obserwatorAnonimowy obserwator

0 0

Mógłby w wyborach startować, tyle ludu :) 14:02, 16.02.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Wiekowy tubylecWiekowy tubylec

1 0

Sprawa z pozwoleniem na budowę pierwszego kościoła na blokowisku Ursynowa była bardziej złożona i ciekawa. Po długim okresie odbijania się od urzędniczej ściany, ksiądz Tadeusz(ówczesny proboszcz parafii Grabów), dowiedział się o planowanej tuż przed Wielkanocą wizycie I sekretarza na budowie Centrum Onkologii. Jedyny dojazd tamże istniał po betonowych płytach ulicy Pustułeczki. Zebrał zaufanych parafian i czekał na przejazd Edwarda Gierka. I sekretarz był człowiekiem otwartym na spontaniczne spotkania ze społeczeństwem, zatrzymał się, aby porozmawiać. Panowie porozmawiali, złożyli sobie życzenia świąteczne, a ksiądz Tadeusz wręczył petycję parafian odnośnie budowy kościoła.
Najciekawsze-jeszcze przed świętami sprawy urzędnicze ruszyły z kopyta, załatwiano przydziały materiałów budowlanych i pozwolenie na budowę.
*Powyższy tekst nie jest propagowaniem komunizmu ani Edwarda Gierka, a jedynie przypomnieniem zasług Księdza Tadeusza. 08:14, 03.03.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu haloursynow.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%